Maj w Ojcowie

Wróciłam. Trzy dni w Ojcowie minęły tak jak się spodziewałam - w mgnieniu oka, w jednej chwili. Wiele dałabym za to, żeby móc znowu iść tą drogą, cofnąć się nią w czasie, przez poniedziałek, niedzielę i sobotę, albo najlepiej zostać tam już na długo, na zawsze, wśród zieleni majowej najdziwniejszej i najbardziej jaskrawej, wśród kwitnących jabłoni i ścian lasu podobnych do renesansowych gobelinów tkanych z dziesiątków odcieni zielonych nici.


Tak było:





Nie napiszę dziś nic więcej - nawet nie to, że melancholia i powrót na ziemię, ale nadchodzi burza.
Powiedzmy, że to taki wstęp do opowieści o majowym Ojcowie. 

A tutaj przykładowa trasa mojej ojcowskiej wycieczki. Nie z tego dnia i nawet nie z tego wyjazdu, ale jak najbardziej prawdziwa, nazywam ją sobie "dużą pętlą" i dość często pokonuję z mniejszymi lub większymi odstępstwami. Trasa wymaga dopracowania, ale myślę, że jak na pierwszy raz można mi ją uznać ;-) tym bardziej, że jak przystało na turystę całkowicie XIX-wiecznego, nie posiadającego (nawet w wyobraźni) żadnych mobilnych urządzeń, wpisywałam i rysowałam wszystko ręcznie. Bardzo mi brakowało takiej właśnie ilustracji moich wycieczek. Za inspirację i wyjaśnienie wielkie podziękowania dla Macieja!

Route 3 039 992 - powered by www.wandermap.net

Komentarze

  1. Ze względu na liczne problemy zdecydowałam się na odinstalowanie systemu komentarzy Disqus i powrót do zwyczajnej, wbudowanej formy.
    Niestety - komentarze do ostatnich wpisów tajemniczo przy tym zaginęły. Przepraszam wszystkich czytelników za zamieszanie a szczególnie tych, których komentarze zniknęły.

    OdpowiedzUsuń
  2. W takim zjawiskowym, pełnym zieleni miejscu czas biegnie nieubłaganie.
    Adriano, mapa jest strzałem w "10".
    Przepraszam za dzisiejsze lakoniczne komentarze. Twoje posty zawsze czytam w dużym skupieniu.
    Życzę ci miłej, słonecznej niedzieli:)*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łucjo, każda Twoja wizyta jest dla mnie miła, nawet jeśli powiesz mi w przelocie "dobry wieczór" :-) Mnie często zdarza się czytać wpisy - nie tylko u Ciebie - i po prostu nie mam w ogóle dnia na pisanie/ pomysłu na komentarz albo jestem zmęczona. Czytam i oglądam zawsze z przyjemnością - i liczę, że nie masz mi za złe takiego blogowego faux pas :-)
      Mapy będą się na pewno pojawiać, zawsze miałam słabość do map, tylko wydawało mi się, że strasznie trudno jest wykonać coś takiego, gdy nie ma się różnych tam mobilnych nowości, których ja nawet nie odróżniam ;) Otóż nie, każdy sobie poradzi.
      Serdeczne pozdrowienia i oczywiście podobne życzenia przesyłam - słońca i miłego odpoczynku!

      Usuń
  3. Ten i następny wpis uświadomiły mi, że w najbliższą słoneczną sobotę koniecznie muszę się wybrać do Ojcowa! Ale musi być słoneczna. Oczywiście mokra zieleń i ołowiane niebo też mają swoją specyficzną urodę, ale żeby ją docenić, trzeba być wytrawnym koneserem ;-)

    "Dziewczęta folwarczne stały w kwietnym oplocie, pogrążone w rozkwicie po pas" - kiedy patrzę na zdjęcia Twojego ogrodu i na obfitą, radosną zieleń w Ojcowie, przypomina mi się ten urywek z "Marcina spod Dzikiej Jabłoni" Eleanor Farjeon. Jeśli nie czytałaś tej książki jako mała dziewczynka, to teraz koniecznie musisz. Są tam bajki o miłości i angielska przyroda widziana wrażliwym, zachwyconym okiem, i wdzięk, i delikatność, i staroświeckość... słowem, jakby napisano ją specjalnie dla Ciebie. Sprawdź, czy rzeczywiście tak jest :-)

    ukłony,
    allegra walker

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mokra zieleń i ołowiane niebo; paprocie po pas i gałęzie, które nie pozwalają przejść, bo są niżej niż zwykle i wlewają ci za kołnierz strumienie wody, błoto, błoto, ubłocone buty, psy; ogród przypominający pola ryżowe i groźba podtopienia - jak co roku o tej porze.. Taki klimat mam tu chyba od tygodnia w mojej własnej Krainie Deszczowców, brrrrrrr.
      Tym bardziej potrzebuję takich eskapistycznych książek, wrażeń, obrazów, pięknie dziękuję - nie znam, poszukam :-)

      Czas na Ojców naprawdę musi być słoneczny, a już niech Cię bóstwa podróżne chronią przed wybieraniem się do Doliny Sąspowskiej o zmierzchu. Ostatnio miałam taki świetny pomysł - grząska droga, zapadające ciemności (wcześniej z powodu pochmurnego dnia) zmieniły dobrze znane miejsca całkiem nie do poznania, dziwne wrażenie całkowitej obcości, wspomnienia nie tak dawnych przecież wydarzeń z II wojny, jakie tu miały miejsce, dwie polujące sowy oraz całkiem blisko - dzik. Od tej pory, a było to w ubiegłą sobotę - Dolina Sąspowska ma dla mnie nazwę Nevermore. Tylko w słońcu!

      Usuń

Prześlij komentarz